Wigilijna tradycja. U górali śląskich najważniejszy był…

Na wigilijnym stole górali śląskich najważniejszy był chleb, który pełnił rolę dzisiejszego opłatka. Rozpoczynając wieczerzę gazda kroił go, a pajdy wręczał domownikom składając życzenia – mówi szefowa Muzeum Beskidzkiego w Wiśle Małgorzata Kiereś.

– Gaździna wypiekała go wcześnie rano. Chleb po wyjęciu z pieca obmywała zimną wodą ze źródła i zanosiła do wachu, czyli skrzyni na ziarno. Tam oczekiwał na wieczerzę – powiedziała Kiereś, która jest jednym z największych autorytetów w dziedzinie góralskiej tradycji.

Z wigilijnego chleba przy wieczerzy gazda odkrawał godni kraiczek, czyli piętkę. Górale przechowywali ten kawałek przez rok. Wierzyli, że jego kęs pomaga odpędzić chorobę. W kolejną Wigilię górale moczyli go w wodzie i rzucali na pole. Rzucało się go przyrodzie, od której chleb pochodził – wyjaśniła Kiereś.

Na wigilijnym stole musiała się znaleźć słomiana misa z ziarnami zbóż, najczęściej owsa i jęczmienia, a także ziemniakami, jabłkami i orzechami. To wszystko symbolizowało bogactwo ziemi. Środek stołu zajmowała świeca, którą zapalał i gasił gazda. Stawiano na nim także trzy miseczki: z miodem i solą symbolizującymi radość i ból, a także czosnek będący alegorią siły. – Łamanie się opłatkiem nie istniało. Gazda dzielił chleb, który uczestnicy jedli maczając w miodzie i czosnku, posypując solą – opowiada Kiereś.

Dzielono się też jabłkiem. Każdy otrzymywał jego kawałek, co znaczyło, że w ten wyjątkowy wieczór wszyscy są jednością. – W góralskich chałupach nigdy nie było wielu potraw na wigilijnym stole. Jeśli można było zaserwować bryję, ziemniaki z kapustą i groch z suszonymi śliwkami, to już było bardzo dużo jedzenia. Do tego był chleb, drożdżowe ciasto na zakwasie chlebowym zwane buchtą i makowiec – powiedziała Małgorzata Kiereś.

Jak podkreśliła, najbardziej charakterystyczną potrawą wigilijną dla górali była bryja. To zupa z owoców. Gaździna gotowała kilo śliwek, kilo jabłek i kilo gruszek, przecierała, lekko soliła i zakłócała śmietaną. Zupę jedzono z ziemniakami. Sporadycznie zastępowała ją +grzybula+, ale musiała być z prawdziwków – zaznaczyła szefowa Muzeum Beskidzkiego.

Niezwykle ważny dla górali był sam stół, nakryty białym lnianym obrusem. Jak podkreśla Kiereś, był rodzajem świętości, odpowiednikiem ołtarza. Gospodarze z dziećmi zasiadali do niego tylko w niedzielę i święta. W tygodniu posiłki jedzono w polu lub na szerokiej ławie zwanej stolicą. Wigilia była jedynym dniem w roku, w którym grono biesiadników było poszerzone o osoby spoza familii, o parobków, kumorników, czyli lokatorów, powsinogi, a nawet żebraków. Wigilijny stół odzwierciedlał stan idealny. Wszyscy jesteśmy przy nim równi – zaznaczyła.

Elementem wystroju izby w Wigilię był snop żyta symbolizujący związek z ziemią. Pojawiał się też świat zwierząt, najczęściej kurczęta w specjalnej obręczy. Całość dopełniała zielona gałąź wieszana nad stołem zwana połaźnicą, a później kryzban, czyli choinka zdobiona jabłuszkami, łańcuchami ze słomy, czosnkiem i pomalowanymi piórami gęsimi.

Wieczerzę kończyła modlitwa. Górale nie obdarowywali się prezentami. Jak wspomina Małgorzata Kiereś, po raz pierwszy prezent otrzymała w połowie lat 60. Dostałam jedną pomarańczę. Nigdy później żadna pomarańcza nie smakowała mi tak, jak tamta – wyznała.