Kolejny suchotnik, psiakrew, cholera jasna, czy nie było zdrowych artystów?
No przepraszam, ale to nie będzie łatwy tekst, postanowiłam że przynajmniej zacznę tę recenzję lekko. Obejrzałam „Franza Kafkę” Agnieszki Holland i odczuwam w tej kwestii spory dyskomfort. Wydaje mi się, że taka właśnie była intencja reżyserki, producentki i pomysłodawczyni tego obrazu.
Otóż Franz Agnieszki Holland nie daje się lubić. Jest dziwny, zimny i bez wyrazu. Opisuje jakieś sadystyczne okropności i uśmiecha się pod nosem, gdy czyta je publicznie. Nie kocha swoich rodziców, nawet siostrę, która chce mu nieba przychylić, traktuje z dystansem. Chce się całować z prostytutką. Żąda, żeby żebrak wydał mu resztę z jałmużny. Mówi po niemiecku…
A zaczyna się tak niewinnie, od postrzyżyn. W roli fryzjera tatuś, a sam Franz, lat może 7, siedzi na stołku i patrzy w kamerę tymi swoim oczami. Już wtedy jest właściwie nieobecny, nie nawiązuje relacji, nie reaguje na ojcowskie pogwizdywanie. Tak będzie do końca: Franz w filmie Agnieszki Holland jest widzem życia, momentami zainteresowanym, dziwiącym się czasami, poszukującym, ale nigdy do końca nie zaangażowanym.
Uważam, że twórczyni filmu zależało na ukazaniu wyobcowania bohatera ze świata, w którym przyszło mu żyć. Kafka w tym filmie nie wie nawet za bardzo, kim jest, Żydem, Czechem, czy Niemcem? Zostaje urzędnikiem, bo na tym zależy jego mamie. Tylko że matka (Sandra Korzeniak) sama pozbawiona jest głosu, więc Franz zwraca się ku swojemu wydawcy, z którym w ramach nawiązywania relacji, wspólnie chodzą do burdelu. Postanawia pisać i pozwalać na udostępnianie swoich dzieł szerszej publiczności. Nie jest jednak Franz zadowolony, uważa siebie za nieudanego pisarza, zaciąga się więc do wojska, chce jechać na front pierwszej wojny światowej, bo liczy na to , że „ofiarą będzie pierwszorzędną”. Tutaj jednak interweniuje ojciec i Franz, jak niepyszny, wraca do urzędu.
Jego przygody z kobietami wyglądają podobnie. Trochę chce, trochę wie, że wypada mieć żonę, a przynajmniej kochankę, ale nie jest do końca przekonany, nie lubi swojej narzeczonej, ani wszystkiego, co związane z codziennością. Sugestia wyboru mebli i naczyń do ich wspólnego domu, to dla Franza ponury żart, który drażni i potęguje poczucie absurdu. Trudno nawet powiedzieć, że Kafka jest w filmie nieszczęśliwy, raczej zdegustowany i bardzo zdystansowany.
Idan Weiss, który debiutuje na dużym ekranie rolą Franza Kafki, jest Franzem Kafką. Tutaj nie ma właściwie żadnych wątpliwości. Kiedyś Janusz Gajos martwił się, że przez lata przykleił się do niego wizerunek pogodnego wojaka z „Czterech pancernych”. Potem taka identyfikacja z rolą osiągnęła wyższy poziom w „Pianiście” Romana Polańskiego, po którym Adrien Brody już do końca życia będzie prawdopodobnie grał Żydów ocalonych z Holokaustu. Tutaj mamy do czynienia z tak dokładnym wcieleniem się w bohatera, że naprawdę niezwykle trudno sobie wyobrazić tego zdolnego aktora w jakiejkolwiek innej roli.
W filmach Agnieszki Holland nie ma przypadków. To reżyserka niezwykle precyzja, erudycyjna i kontrolująca wszystkie aspekty filmowego dzieła. Dlatego jestem pewna, że styl gry Idana Weissa, jego urocze skąd inąd zakłopotanie wyborami, do których czuje się w życiu przymuszany, jego maskowana dobrym wychowaniem obojętność, to pomysł reżyserki na tę postać i chęć ukazania permanentnej alienacji bohatera w przedstawionych nam okolicznościach.
Teraz wtręt narcystyczny. Z wykształcenia jestem teoretykiem filmu. Pozwalam sobie w drobnej bibliografii na końcu tego tekstu umieścić rekord mojej pracy magisterskiej. Ta praca poświęcona była alienacji w czarno-białych amerykańskich filmach z lat 40-tych. Wspominam o tym, bo alienacja to nic innego, jak wyobcowanie, w znaczeniu poczucia obcości, ale także w znaczeniu obserwacji zerwanych więzi pomiędzy obserwowanym obiektem, a resztą świata. W filmie „Franz Kafka” to wyobcowanie sięga w moim przekonaniu dalej i przekłada się na relację widza z dziełem filmowym. Nie sposób bowiem identyfikować się z którymkolwiek z bohaterów tego filmu, ani z jakąkolwiek z przedstawianych historii.
Przed naszymi oczami przewija się plejada dziwaków, mężczyzn-przemocowców, słabych, pasywnych kobiet, żałosnych służbistów, na widok których wybuchamy śmiechem razem z naszym bohaterem, istot nieszczęśliwych, zaklinowanych w przeszłości i we własnych złych decyzjach. Świat bywa piękny, to prawda, zmieniają się pory roku, czasem wychodzi słońce, ale my, widzowie, obserwujemy to piękno, podobnie jak nasz bohater, jakby zza szyby. Fachowo ta sytuacja nazywa się niediegetyczną, upraszczając chodzi o to, że immersja widza w świat filmu i sklejenie się z przedstawianą historią, choćby na parę chwil, staje się niemożliwe.
Mamy więc film piękny, wierny naszym wyobrażeniom o życiu Kafki, film, w którym obecna jest proza tego wybitnego pisarza, a nawet elementy jej recepcji, oraz fakt wcielenia Kafki do globalnej popkultury. Wszystko dzieje się w dość przypadkowo wklejonych w narrację scenach ze współczesnej Pragi i „pielgrzymek” fanów z całego świata do miejsca narodzin i pracy pisarza. Ogląda się ten film dobrze, powiedziałabym, bo nawet dla widza, który nie zna dorobku reżyserki, przedstawiane fakty układają się w logiczną, inteligentną, estetycznie interesującą całość.
Innym jednak tematem pozostaje pytanie, w jaki sposób to dzieło, pomaga nam zbliżyć się do istoty życia i dzieła jednego z najwybitniejszych światowych pisarzy i jego oceny ludzkiej kondycji. Jest taki znany cytat z Sergieja Rachmaninowa: „By docenić dobrą muzykę, trzeba być czujnym mentalnie i emocjonalnie chłodnym”. Otóż, być może, by przybliżyć dzieło genialnego pisarza, trzeba chyba tę mentalną czujność wzmóc jeszcze bardziej i być może, jeszcze bardziej ostudzić emocje. I to najwyraźniej zrobiła Agnieszka Holland tworząc film o Kafce, postaci, którą jak sama przyznaje, jest zafascynowana od dziecka. Niestety, w moim odczuciu, poniosła porażkę. Stworzyła dzieło chłodne i wykalkulowane. Nie ma tu gorączki, jak w oczach genialnego Davida Thewlisa w „Totalnym zaćmieniu”. Nie ma przejmującego studium samotności w tłumie. Są piękne obrazy, ciekawa muzyka i oczy Idana Weissa, które krzyczą, ale nie kochają.
Jeśli ktoś chce się dowiedzieć, dlaczego K. nigdy nie mógł zostać naprawdę uniewinniony, proponuję sięgnąć do oryginału. Mamy szczęście do dobrych tłumaczeń „Procesu”, a nowe wciąż powstają. Na koniec przyjmijcie proszę moje wyrazy zdziwienia. Dlaczego niemieckojęzyczny film międzynarodowej reżyserki, z zagraniczną obsadą i kręcony za granicą, opowiadający o niemieckojęzycznym pisarzu żydowskiego pochodzenia, został polskim kandydatem do Oscara, nie rozumiem. Słuchałam argumentów samej Agnieszki Holland i niestety kompletnie mnie nie przekonały. Nie jestem częścią środowiska filmowego i wypowiadam się w tej sprawie wyłącznie z pozycji widza, oraz mieszkanki kraju nad Wisłą. Jeśli się ze mną nie zgadzacie, chętnie wysłucham Waszych argumentów. Można także do mnie napisać mail: monika@iwoman.pl
Do usłyszenia!
Pietkiewicz, M., „Women and Alienation in Narrative Film: film noir, modernism, postmodernism”, Uniwersytet Warszawski 1995, under the supervision of Dr. Selim Eyuboglu,
Israel, J., :Alienation from Marx to Modern Sociology, Allyn & Bacon, Boston 1971
Lapsley, R., „Film Theory: An Introduction”, Manchester Univ. Press, Manchester 1988
Schaff, A., „Alienacja jako zjawisko społeczne”, Książka i Wiedza, Warszawa 1999
fot. Marlene Film Production








