Menu
Banner Castorama

Alpinistka Agnieszka Bielecka w stałej pracy najbardziej lubi moment, kiedy ją rzuca.

2 minuty czytania
Alpinistka Agnieszka Bielecka w stałej pracy najbardziej lubi moment, kiedy ją rzuca.
Broad Peak, Autor: Florian Ederer, Wikimedia commons
0

Zdobycie Broad Peak, najwyższego i tym samym najbardziej pożądanego ośmiotysięcznika, to wyczyn, którego latem dokonała  Agnieszka. Tym samym powtórzyła sukces swojego brata Adama z 2013 roku. Ówczesna wyprawa, zakończona tragiczną śmiercią dwóch towarzyszy: Tomasza Kowalskiego i Macieja Berbeki, wywołała dyskusję na temat etyki w himalaizmie. Kobieta stanęła wówczas w obronie brata i wielokrotnie wskazywała fakt, że środowisko krytyków nie różni się od skłóconych ze sobą alpinistów.

0

Agnieszka Bielecka, w przeciwieństwie do wielu doświadczonych himalaistów, popiera całkowitą swobodę w przeżywaniu gór po swojemu, czy to w wyprawach komercyjnych, czy profesjonalnych. Hołduje zasadzie, że góry dają wolność, więc nie widzi problemu zadeptania Mount Everest.

W dyskusji dotyczącej odpowiedniego przygotowania do wyprawy na Broad Peak, staje po stronie młodych himalaistów. Odpierając zarzuty dużych ambicji dotarcia na szczyt za wszelką cenę, tłumaczy, że zmianie uległ model finansowania i organizacji wypraw. Według Bieleckiej, to nie czasy odgórnego sponsorowania ludzi teoretycznie zatrudnionych w kopalni, którzy w oficjalnym czasie pracy ćwiczyli swoje umiejętności. Współczesne wyprawy odbywają się kosztem życia zawodowego i są wspierane przez sponsorów, którzy oczekują efektów. Więc nie dziwi jej nastawienie młodych wspinaczy na szybkie osiągnięcie celu. Nie zgadza się również ze stwierdzeniem skialpinisty, Andrzeja Bargiela, że prawdziwy himalaista powinien być zawodowym sportowcem. Według alpinistki ambicja jest bardzo ważna, ale najlepszym doradcą jest zdrowy rozsądek, który jej samej podpowiedział rezygnację z dalszej wspinaczki na Lhotse i Dhaulagiri. Dzięki niemu uratowała palce rąk i nóg.

Wyprawiając się na Broad Peak latem, starała się odciąć od wydarzeń roku 2013 i podejść do całej akcji zadaniowo. Chętnie skorzystała z rad i zdjęć brata, lecz nie po to, by rozpamiętywać minione, lecz by nie powtórzyć błędów z tamtej wyprawy.

Pytana jak się odnalazła w tym męskim towarzystwie wypraw alpinistycznych, odpowiedziała, że jest do tego przyzwyczajona (już w czasach liceum była kapitanem w rejsach po Bałtyku). Dodatkowo środowisko himalaistów to zbiór indywidualności, więc nieuleganie emocjom i skupienie na zadaniu jest przepisem na harmonijna współpracę. Choć dodaje, że dziś jest kobietom znacznie łatwiej, niż dawniej, za czasów Wandy Rutkiewicz, czy Krystyny Palmowskiej.

Agnieszka Bielecka podkreśla, że alpinizm to jej świadomy wybór, bez cienia wyrzeczeń. Regularność i rutyna związane z pracą na etacie na tyle ją odstręczają, że wybrała dziennikarstwo podróżnicze, bycie przewodnikiem, czy fotografem, jako źródło dochodu, choć nieimponującego. Kobieta zapewnia, że prawdziwie wolna czuła się, gdy porzucała pracę i oczywiście w górach.

Pytana o plany wejścia na K2 i Nanga Parbat, zaprzecza. Obecnie nie czuje się na siłach do podjęcia tego wyzwania, a do tego uważa, że wiele ośmiotysięczników wcale nie należy do najładniejszych szczytów i jest wiele innych gór wartych zdobycia.. Wyraża tym samym podziw dla Janusza Majera, twórcy programu Polski Himalaizm Zimowy, który porzucił mordercze wyprawy na ośmiotysięczniki, na rzecz niższych, ale dziewiczych szczytów.

Poczynania Agnieszki są zawsze oceniane w kontekście osiągnięć jej młodszego o 5 lat, ale bardziej doświadczonego brata. Jednak nie ma poczucia rywalizacji, bo wie, że to Adamowi zawdzięcza rozpoczęcie przygody z górami, a poza tym mężczyzna stawia na trudne, techniczne wyprawy. Kiedyś motywacją do wspinaczki Polaków i powstania Polskiego Himalaizmu Zimowego była rywalizacja z Rosjanami, dziś są to osobiste ambicje i radość ze wspinaczki.

Jak bumerang wraca do Bieleckich dyskusja na temat etyki w górach, gdzie w grę wchodzi ludzkie życie. Po tragicznej wyprawie na Broad Peak, Agnieszka wielokrotnie stawała w obronie brata. Choć dyskusja nie była łatwa, bo prowadzona za pośrednictwem mediów. Kobieta twierdzi, że emocje są prywatną sprawą każdego, więc zarzucano jej wyzucie z emocji i chłód. Ku przestrodze przytacza wynurzenia Jacka Hugo-Badera, autora książki o wyprawie na Gaszerbrum. Dziennikarz opowiedział w niej o swoim przerażeniu na widok pustego wzroku Marcina Kaczkana, zaraz po śmierci swojego partnera z wyprawy Artura Hajzera. Tym samym kobieta apeluje o możliwość przeżywania żałoby każdemu na swój sposób, bez oceny i roztrząsania tych kwestii publicznie.

Treść powstała w oparciu o wywiad przeprowadzony przez Annę Anagnostopulu, opublikowany w serwisie iWoman.pl 3.11.2014 roku.

Skomentuj

Czytaj także

Obserwuj nas na Facebooku!

Newsletter

Bądź zawsze na bieżąco z iWoman! Zapisz się do bezpłatnego newslettera.

Zapisz się
Uwielbiamy ciasteczka! Dlatego wykorzystujemy pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień i wyłączyć ciasteczka. Rozumiem